Pozytywne efekty rzadszego koszenia
W obliczu kryzysu klimatycznego, a szczególnie katastrofy ekologicznej wywołanej działalnością człowieka w obszarach takich jak:
• ginięcie gatunków na skalę wielkich wymierań w historii geologicznej, czemu towarzyszy gwałtowny spadek bioróżnorodności zapylaczy, • permanentne susze rolnicze i hydrologiczne, które występują w naszej gminie Brwinów,
zarządzanie środowiskiem, zarówno w skali ogólnopolskiej jak i lokalnej, jest szczególnym wyzwaniem. Samorządy gminne są odpowiedzialne za strategie dotyczące częstotliwości koszenia zieleni, do jakich należą trawniki, przydrożne pasy zieleni, sadzone i naturalnie powstające spontanicznie tzw. miejskie łąki kwietne. Do lamusa odchodzi moda na krótko wystrzyżoną trawę niczym na boisku piłkarskim, czemu towarzyszy codwutygodniowe hałaśliwe koszenie maszynami ogrodowymi. Spontanicznie powstające, przez zaniechanie częstego koszenia, tzw. łąki kwietne i wprowadzenie odpowiedniej strategii pielęgnacji terenów zielonych w zależności od miejsca i pogody, stają się powoli standardem.
Odpowiednio zadbana łąka kwietna z roślinami rodzimego pochodzenia może łagodzić negatywne skutki suszy (przez gromadzenie wody i obniżanie temperatury) oraz być pokarmem dla dzikich zapylaczy. Według badań naukowych, przeprowadzonych w Warszawie m.in. przez Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego i opublikowanych w 2024 r. w Ecological Entomology, sztuczna łąka, która jest wynikiem celowego zaorania i posadzenia odpowiedniej dla tego miejsca mieszanki roślin, nie jest lepsza niż łąka naturalna, która rośnie spontanicznie. Jeżeli nie zarasta inwazyjnymi roślinami obcego pochodzenia, które gmina ma obowiązek usuwać zgodnie z ustawą, może wręcz stanowić lepsze siedlisko różnorodnych motyli.
Z punktu widzenia pszczół najlepsze są również różnorodne rodzime rośliny i archeofity. To one są najlepiej przystosowane do środowiska, a w drugą stronę także zapylacze, którym zapewniają pokarm. Ważne, aby podkreślić, że naturalna miejska łąka kwietna nie będzie wyglądała tak jak komercyjnie dostępna mieszanka, reklamowana jako siedlisko pełne kwiatów we wszystkich kolorach tęczy. Nadal przez większość sezonu, będzie dominował kolor zielony z dominacją traw, a rośliny kwietne będą kwitnąć i więdnąć naprzemiennie. Dla zapylaczy taki układ zakwitania stanowi zresztą najkorzystniejsze środowisko. Miejsca piaszczyste czy gliniaste, wydeptane ścieżki (zamiast popularnie zwanej betonozy) z odkrytą gołą ziemią, także spełniają swoją pożyteczną rolę i mogą być siedliskiem dzikich pszczół ziemnych lub grzebaczy.
Trzeba także zrozumieć, że po zaniechaniu częstego koszenia nasza murawa nie stanie się nagle pełna różnych kwitnących roślin jednorocznych w pierwszym i drugim sezonie, które wcześniej były po prostu niszczone. Taki bieg wydarzeń reklamują na zdjęciach mieszanki komercyjne, ale w tym wypadku trzeba wykazać się cierpliwością. Dopiero po kilku latach zaczną wracać na to miejsce rośliny, które mogły tu rosnąć wcześniej. Przykładem jest tu np. mak polny skrajnie nieodporny na wiosenne koszenie. Z pewnością jednak już w pierwszym roku łąka stanie się bardziej odżywalna, poza mniszkami lekarskimi i koniczynami (które dobrze znoszą koszenie) zakwitną: żmijowce pospolite, farbowniki lekarskie, krwawniki pospolite, dziurawce, babki, bluszczyki kurdybanki. Wszystkie one są świetnymi pożytkami dla zapylaczy i rosną masowo w Brwinowie (a w zasadzie mogłyby rosnąć, gdyby nie praktyka częstego koszenia). Stawianie tzw. domków lub hotelików dla pszczół, bez zadbania w pierwszej kolejności o pokarm w ich bezpośredniej bliskości, jest działaniem nie tylko pozbawionym sensu, ale wręcz środowiskowo szkodliwym.
Żmijowiec zwyczajny autorstwa Joanny Roczyńkiej
W celu wspierania korzystnej ścieżki rozwoju naszej zielonej gminy samorząd powinien z jednej strony dawać dobry przykład na terenach, które podlegają mu bezpośrednio, a z drugiej edukować mieszkańców, aby kształtować politykę rzadszego koszenia również w ogrodach na posesjach prywatnych. Strategia koszenia na terenach gminnych powinna być zróżnicowana w zależności od charakteru terenu zielonego. Dla parków i skwerów użytkowanych przez ludzi intensywniej, może ona wynosić od 5 do 7 razy w sezonie wegetacyjnym. Pobocza dróg można kosić nie częściej niż 3 razy do roku, a jeżeli jest taka potrzeba ze względów bezpieczeństwa, można ograniczyć się tylko do pasa przydrożnego. Słabiej użytkowane przez mieszkańców tereny mogą być koszone od 1 do 2 razy w sezonie wegetacyjnym. Przy czym do terminów koszenia należy podchodzić elastycznie i przesuwać je w zależności np. od panującej suszy lub czasu kwitnienia roślin w danym roku. Bardzo ważne jest także opóźnianie pierwszego koszenia po zimie. Złotym standardem oczekiwanym przez przyrodników, naukowców czy ekologicznych działaczy społecznych staje się koniec maja. Jednak są tereny, gdzie warto by powstrzymać się z koszeniem do końca czerwca, a nawet lipca. W miejscach, które trzeba kosić częściej, warto rozważyć wstrzymanie się z koszeniem jednorazowo całego placu naraz. Można wprowadzić system np. tzw. pasów kwietnych lub szachownicy. Innymi słowy, kosić raz jednej fragment, a za drugim razem sąsiedni. Zapewni to większą bioróżnorodność zarówno roślin, ale także odwiedzanych przez murawę zapylaczy.
Mieszkańcy miast często niepotrzebnie boją się „dzikości i naturalności”, np. tzw. robaków i chwastów, które w ich opinii narażają ich na szkodniki i alergię. Nie jest to narracja ani ekologicznie opłacalna, ani optymalna dla zdrowia ludzkiego, ale także często zmitologizowana. Częste koszenie może bowiem może także zwiększyć ilość bezkręgowców uważanych za szkodniki, a im bardziej sterylne warunki w naszym otoczeniu, tym bardziej na alergię jako społeczeństwo jesteśmy narażeni.
Ważne jest także to, że rzadsze koszenie przyczynia się do oszczędności, choćby na paliwie (którego produkty spalania nie są zdrowe dla człowieka i pszczół). Z tak zaoszczędzonych pieniędzy można podjąć wysiłek edukacyjny, który wpłynie na zmianę mody mieszkańców, która przysłuży się nam wszystkim. Metaanaliza badań z różnych stron świata, opublikowana w Journal of Appiled Ecology w 2019 r. niezbicie dowodzi, że po 6 latach od zmniejszenia intensywności koszenia do 1-2 razy rocznie murawy były bogatsze w gatunki roślin o 30% i charakteryzowały się bogatszym składem pokarmowym dla zapylaczy. Przyrodnicy nazywają to pozytywnym efektem braku kosiarki. Jest to w zasadzie bezkosztowy sposób na zadbanie o walory zielonej gminy. Potrzeba tylko dobrej woli, o którą proszę. Niech Brwinów będzie jedną z najbardziej innowacyjnych gmin w Polsce, ale niekoniecznie głównie w zwiększaniu terenów zabudowanych i zabetonowanych, z namiastką łąk w postaci zielonych dachów, co nie jest środowiskowo rozsądnym kierunkiem. Tego sobie z kolei jako mieszkaniec życzę.
Skrót tego artykułu został opublikowany w 148 numerze biuletynu Urzędu Miejskiego w Brwinowie. Znalazł się tam artykuł na ten sam temat z punktu widzenia Urzędu. W kolejnej części pod tym linkiem napisałem swoje uwagi do zawartych w nim kontrargumentów.
Bibliografia:
- Portal Dzicy Zapylacze
- Joanna Kajzer-Bonk, Justyna Kierat „Efekt (braku) kosiarki”. Portal Nauka dla Przyrody.
- Zajdel, B., Dylewski, Ł., Jojczyk, A., Banaszak-Cibicka, W., Kucharska, K., Borański, M. et al. (2025) Sown wildflower meadows: Can they replace natural meadows in urban spaces for bees, butterflies and hoverflies? Ecological Entomology, 50(1), 214–227. Available from: https://doi.org/10.1111/een.13396
- Mikołaj Siemaszko Łąki kwietne zamiast trawników! Zieleń i dzika natura bez oprysków i glifosatu Instytut Spraw Obywatelskich
Warsztaty „Łąka jako siedlisko pożytecznych roślin i dzikich pszczół” poprowadzone przez Joannę Roczyńską z Dzikich Zapylaczy i autora tego artykułu podczas Festiwalu Otwarte Ogrody 2025 r.
— CC: @warroza@pol.social Do stworzenia tego artykułu nie używałem generatywnej AI. #brwinów